Jonathan Littell, Stara historia, nowa wersja
Wydawnictwo Literackie 2019
Przeł. Jacek Giszczak
Czy nowa powieść Littella mówi nam coś nowego? Nie. Czy jest łatwa w lekturze? Nie. Czy to powieść na miarę Łaskawych? Nie. Czy to powieść pornograficzna? Tak. Czy to powieść-eksperyment? Tak.
Sam autor nie zgadza się na określenie Starej historii mianem powieści pornograficznej, uważa bowiem, że pornografia opiera się na powtórzeniu i silnej konwencjonalizacji. Uważam jednak, że o ile faktycznie o konwencji pornograficznej nie można tu mówić, o tyle powtórzenie stanowi podstawę fabuły i konstrukcji tekstu: Stara historia opiera się bowiem na wyjątkowo prostym pomyśle: postać wynurza się z basenu, ubiera, wchodzi w korytarz i zaczyna biec. Przed nią rozciąga się korytarz – długi i ciemny, z dużą ilością drzwi. Otwarcie którychkolwiek powoduje wejście w 3 przestrzenie: rodziny, orgii/seksu w pokoju hotelowym, przemocy i wojny. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia raz to mężczyzny, raz kobiety, raz postaci transseksualnej. Każdy incydent kończy się znów wejściem w korytarz i otwarciem kolejnych drzwi. I tak wciąż od nowa.
Pierwotna wersja Starej historii ukazała się 6 lat temu, miała wtedy dwa rozdziały. Teraz Littell dodał jeszcze 5, stąd podtytuł – „nowa wersja”. Powieść składa się z 7 rozdziałów, które są permutacją 10 pierwszych fragmentów, rozwiniętych 5 razy – powstaje 35 kolejnych sekwencji.
Pomysł Littella na tę powieść polega na użyciu takiego samego beznamiętnego języka do opisu każdej z przestrzeni – seks, miłość, wojna, rodzina pokazane są tak samo, różnice między nimi zatarte. Littell próbuje doprowadzić tu literaturę do granicy jej sensowności, pokazać zarazem absurd egzystencji i absurd pisania, samej formy powieściowej. W jego fabule powtarzają się pewne elementy, w każdej historii są one takie same, powstaje pewnego rodzaju permutacja motywów: osoba biegnąca zawsze ma na sobie szary, współczesny dres, w jej pobliżu pojawia się osoba płci przeciwnej o wyjątkowo jasnych włosach oraz mały chłopiec – też blondynek. W częściach poświęconych wojnie i przemocy – do jedzenia podają czerwoną fasolę z cynową łyżką, w częściach „współczesnych” – cebulę, chleb, oliwki, czerwone wino (kończy się wymiotami). Autor pracuje więc na bazie określonej liczby permutacji, wywołujących rozbudowane opisy seksu i przemocy, a czasem kombinacje ich obu: mamy to wojnę domową, bombardowania, rewolucję przypominającą trochę francuską, a trochę rosyjską, orgie, gwałt, seks we wszystkich konfiguracjach pozycji i komplikacji fizjologicznych. Tylko one zmieniają się w tej strukturze, podlegają precyzyjnie przewidzianej zmianie. Poszczególne sceny zmienne byłyby właściwie kompletnie oderwane od siebie, stanowiłyby luźny ciąg obrazów, gdyby nie pojawiały się w nich zawsze te same postacie: jeśli główną bohaterką danej sceny jest kobieta (dorosła już teraz, ale molestowana w dzieciństwie przez ojca), to jej synem będzie mały blondynek. Jeśli bohaterem jest mężczyzna, to na pewno odbędzie stosunek (czasem gwałt) z jasnowłosą kobietą. Chłopiec zawsze jest świadkiem przemocy, często pada jej ofiarą.
Fabułą Littella rządzi opozycja powtarzalności i różnicy, partie „pokojowe” są z zmierzenia nudne, ciągle takie same, postać narratora zawsze w pewnym momencie doświadcza torsji. Nieokiełznana wyobraźnia, zmiana obrazowania rządzi w scenach seksu i przemocy – ludzie są gwałceni w wyrafinowany albo bardzo prostacki, ale zawsze brutalny sposób, ćwiartowani, przebijani, wieszani i rozstrzeliwani. Wszystko to odbywa się jednak w języku skrajnie bezosobowym, rzeczowym i beznamiętnym. Powraca naturalizm, połączony z elementami behawioryzmu – ludzie są tylko sumą prostych instynktów, działają pod wpływem niezbyt skomplikowanych bodźców, które zawsze popychają ich do zamęczenia ciała innego. Trochę Zola, a trochę Bacon.
Wyobraźnia Littella – co pokazały już poprzednie jego książki na przemocy jest skupiona. Przemoc zdaje się dominować także w przestrzeni seksualnej, to go też najbardziej interesuje. Właśnie przemocowej wyobraźni poświęcone było Suche i wilgotne – o sposobie myślenia Leona Degrelle’a, tak samo z Łaskawymi. Stara historia w swoim obrazowaniu wojennym podąża tropem otwartym w Zapiskach z Homs i dzienniku czeczeńskim – gdzie przemoc ujawnia się jako wojna domowa, która ma charakter totalny. Stara historia to trzecia powieść Littella, po Bad Voltage (nieprzetłumaczonej na polski z 1989) i Łaskawych z 2006.
Żeby nie było wątpliwości: to jest powieść intelektualna, erudycyjna, z odniesieniami do Blanchota, Bataille’a, Bacona, Deleuza, oparta na matematycznie zbudowanej formule. Wszystkie te odniesienia widoczne są jednak dla czytelnika z dużymi kompetencjami kulturowymi. Jeśli czytamy Littella bez zaplecza filozoficznego, staje się on nudnym, powtarzalnym pornografem. Ciekawi mnie jednak funkcja tej powieści, cel, dla którego Littell mnoży kolejne sceny seksu i przemocy. Mam wrażenie, że o ile na poziomie wniosków nie wyjdziemy poza przekonanie, że człowiek to istota prymitywna, wiązka instynktów, o tyle prawdziwa zabawa dotyczy tu formy: Littell doprowadza bowiem literaturę do granicy, pokazuje tekst radykalnie literacki, który nie rości sobie absolutnie żadnych pretensji do opisywania rzeczywistości. Jego skrajnie realistyczna (na poziomie opisu) powieść jest jednocześnie zaprzeczeniem realizmu, bo Littell ma w nosie to, że kiedyś powieść była zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu. Stara historia to jest jawny generator fikcji literackiej, powieść która swą fikcyjność i literackość podkreśla, szczyci się swą fikcjonalnością. Zmęczenie czytelnika wydaje się zaś celem autora, który nie chce bawić, nie chce uczyć. Nie chce pokazywać niczego nowego. Bierze swoje stare, obsesyjnie powracające tematy i miksuje je do absurdu.
Kończąc tę litanię pytań: czy to jest powieść dobra? Nie. Bo ta zabawa jest anachroniczna, bo ciekawsze eksperymenty, bardziej radykalne na poziomie rozgrywki z literackością przeprowadzała już francuska Nowa Fala. Littell gra tu zaś o wyższą stawkę, bardziej ryzykownie, i kończy jako nudny pornograf.