Z jakichś tajemniczych powodów wszyscy piszą, że w wakacje należy czytać literaturę lekką, pozwalającą odetchnąć, poprawiającą nastrój. Jest dokładnie odwrotnie – to jedyny moment, kiedy mamy czas na czytanie i kiedy mamy więcej czasu na myślenie o czymś poza codziennymi obowiązkami.
Poniżej lista 8 bardzo grubych książek. Część z nich czyta się szybko i przyjemnie, część bardzo boli, część czyta się szybko, ale długo trawi. Żadna nie jest już hitem-bestsellerm-topką, ale dzięki temu widać ich wartość, łatwiej też je pożyczyć z biblioteki albo od znajomych. To są prawdziwe hity na wakacje:
1.Stacja Muranów Beaty Chomątowskiej (Czarne 2013) – świetnie napisana, bolesna książka o dzielnicy, która była gettem, a potem stała się robotniczą wizytówką Warszawy. Chomątowska ma fantastyczny dar opowiadania: o przedwojennych Nalewkach, getcie, czynie ludowym, pamięci i zapominaniu. Książka, którą czyta się przez 2 tygodnie, a potem nosi w sobie przez bardzo długi czas. Pisałam o niej tutaj.
2.Ścieżki północy Richarda Flanagana (Wydawnictwo Literackie 2015, przekł. Maciej Świerkocki) – najlepsza proza, jaką czytałam w ciągu ostatnich kilku lat. Niby romans, niby powieść wojenna. Flanagan opowiada o odpowiedzialności moralnej za wojnę, o pamięci i obowiązku świadczenia o zmarłych, o braterstwie broni, ale też o zakazanej namiętności. Napisana i przetłumaczona tak, że płynie się przez tekst, zanurza w nim i powoli wypływa po 500 stronach. Pisałam o nim wcześniej tutaj.
3.Diabeł baskijski Zygmunta Haupta (Czytelnik 2007, Czarne 2016) – jeden z niesłusznie zapomnianych klasyków polskiej prozy. Książka wielka, piękna, o życiu w świecie, do którego nie można wrócić, bo zmiotła go wojna i nowe granice. O miłości i śmierci Haupt opowiada tak, jakby to były rzeczy materialne, konkretne. Nie ma u niego żadnego niepotrzebnego słowa. To jest nie tylko lektura wakacyjna, ale też lektura obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy chcą pisać. Tutaj mój duży tekst o Haupcie.
4.Leningrad. Oblężenie i symfoniaBriana Moynahana (WAB 2016, przekł. Jerzy Korpanty) – słabo znamy historię wojny w ZSRR, choć wszyscy wiedzą, że oblężenie Leningradu to jedna z największych legend wojennych. Tutaj Moynahan nie tylko opowiada o tym, jak żyło się w oblężonym mieście, ale też o tym, jak wyglądało życie artysty w sowieckim społeczeństwie, o tym, czy muzyka naprawdę daje wolność.
5.Odbicie Wojciecha Nowickiego (Czarne 2015) – do lektury powolnej, bo Nowicki daje nam olbrzymi esej o fotografii, sztuce, przedstawieniu jako takim. Nie ma tu żadnego przyspieszonego kroku, efekciarskich chwytów retorycznych. Nowicki wgryza się w temat sztuki, nie błyszczy, a każe powoli przebijać się przez przywoływane obrazy.
6.Rzeczywistość poprzecierana Piotra Pazińskiego (Austeria 2015) – o wielkich żydowskich intelektualistach, o mało znanej w Polsce literaturze jidysz, o literaturze po Zagładzie, o tym, jak pisarz artysta w każdej swojej książce próbuje zastąpić Boga i wykreować nowy tekst święty. Książka, którą czytałam zimą, ale wciąż po nią sięgam. Tutaj duży tekst o Pazińskim.
7. Usypać góry. Historie z PolesiaMałgorzaty Szejnert (Znak 2015) – bo Szejnert to mistrzyni opowieści o szczegółach zwykłego życia, które pod jej piórem układają się w monumentalną historię. Tylko ona potrafi ruszyć na poszukiwanie ruin, zapadłych domów w zapomnianych wsiach i potopionych wraków i skonstruować z tych resztek, śmieci historii pasjonującą opowieść o przeszłości Polesia, o splatających się żywiołach wielu nacji, o ludzkich ambicjach i porażkach.
8.Iksowie Gyorgy Spiro (WAB 2013) – perspektywa zewnętrza zawsze służy, a Węgier Spiro po raz kolejny udowadnia, że nie boi się polskiej historii i nie klęka przed naszym romantyzmem. W Mesjaszach pisał o polskiej polistopadowej emigracji, w Iksach bierze na warsztat epokę Wojciecha Bogusławskiego, teatr i Warszawę początku XIX wieku. Opowiada genialną historię o okresie, który w podręcznikach do historii traktowany jest jako przerywnik między rozbiorami i zawieruchą napoleońską. Wgryza się głęboko i boleśnie w polską przeszłość.
Właśnie ostatnio kupiłam to nowe wydanie "Diabła baskijskiego" i zamierzam pochłonąć je przez wakacje. Ja też nie rozumiem tego gadania, że na lato najlepsze są lekkie lektury.
Podpisuję się wszystkimi kończynami. Choć z dwoma młodymi potomkami czasu w wakacje ubywa, to i tak nie rozumiem szeregowania książek według tak nieprzystających kategorii jak pory roku.
Przy potomkach w ogóle czasu nie ma 😉 Ale dziecko może tak samo skutecznie utrudnić lekturę kryminału, jak i długiej książki. Moje na przykład miało takie trudne pytania i inne palące kwestie, że nawet artykuły w gazetach czytałam na raty.
Ja mam to stare wydanie i trochę mi smutno, bo to nowe jest faktycznie piękne. A przy tej objętości twarda okładka robi różnicę!
Dzięki za zestawienie.
Ja zazwyczaj na wakacje wybieram miks: coś lżejszego i coś mądrego – to moja recepta na wakacyjną lekturę.
Dopisałam do swojej listy polecane przez Ciebie "Iksowie" (jakoś ją przegapiłam…) oraz "Stacja Muranów" – obie do kupienia w najbliższym czasie.
Na półce mam Szejnert, więc to pewnie od niej zacznę.
Pozdrawiam i wielu wciągających wakacyjnych lektur życzę!
Ps. W jakim programie zrobiłaś mozaikę z okładek? Czy to jest jeden plik jpg.?
korzystam z różnych, w zależności do tego, na którym komputerze pracuję. Dużo jest takich programów on line i darmowych, niektóre mi nie pasowały, FotoJet jest chyba najbardziej intuicyjny.
Jeśli chodzi o Szejnert (to tak jak z Krall), mogę czytać wszystko i na okrągło.
Dzięki! Wypróbuję FotoJet.
Kilka razy podchodziłam do tego, ale zawsze był jakiś problem: albo trzeba było za gotową mozaikę zapłacić, albo nie wychodziła tak, jak chciałam… Zobaczymy, czy z tym sobie poradzę 🙂
Mam na półce kilka jej ksiażek, więc najwyższa pora zacząć je czytać 🙂