6 książek cienkich na ostatni wakacyjny weekend

To świetna literatura, powieści i opowiadania na najwyższym poziomie. Myląca jest też ich objętość, bo choć chudziutkie, to wstrząsają, zmuszają do intelektualnego wysiłku. Wciągają czytelnika w wykreowany świat, albo też każą mu rozmyślać nad formą, nad konwencją, nie ułatwiają kontaktu. Nie ma w nich niczego przyjemnego, nie czyta się ich lekko i łatwo – i dobrze! Chude, a więc wypracowane, wycyzelowane, nie zawierające zbędnych fraz, rozpędzonego słowotoku.
 
Chude, więc dobre na jeden, ostatni weekend wakacji.
 
 
1.Oświęcimki Wojciecha Albińskiego (Nisza 2014) – bolesny, ale i dziwaczny zbiór krótkich próz, w których autor próbuje pokazać, jak Holocaust osiadł w naszej wyobraźni, jak żywimy się nim na co dzień i posługujemy się jego obrazami w życiu przyziemnym, niehistorycznym. Albiński, podobnie jak autorzy wszystkich przywołanych tutaj książek, stara się opowiadać o świecie za pomocą wydestylowanych obrazów, precyzyjnie dobranych fragmentów:
Ale czego nie wiedzą artyści, wiedzą teraz ci telewizyjni technicy uczuć. Bo jak było z Kaddafim, Osamą i Husajnem? Potrzeba coś skończyć, jakąś wojnę w moim umyśle, więc oglądam migawki z ich kaźni.
2.Zawsze jest dzisiaj Michała Cichego (Czarne 2014) – kilkadziesiąt stron tekstu, który powstawał po dziesiątkach kilometrów przemaszerowanych po Warszawie. Proza dokładna, oczyszczona, powolna. Mnóstwo statycznych opisów, nagromadzenie barw, faktur, dźwięków. Mnóstwo przemyślanych konstrukcji z przydawką. Cichy potrafi być nostalgiczny i liryczny. Potrafi być też dosadny i wulgarny:
Na dwie godziny przed zachodem słońce nie powinno być aż tak jaskrawe. Ale było po deszczu. Ulewa zmyła znad miasta wszelki pył i nadała powietrzu doskonałą przejrzystość. (…)
Zdjęcie od tyłu daje panienkom anonimowość wystarczającą do przekonania rodzin gdzieś pod Orzyszem albo Libiążem, że córeczka naprawdę zarabia w stolicy jako barmanka. Ale przede wszystkim potwierdza odwieczną męską hierarchię wartości, która brzmi: dupa, cycki, ryj.
3.Sprawa Meursaulta Kamela Daouda, przekł. Małgorzata Szczurek (Karakter 2015) – oniryczna historia konfliktu arabskiego chłopaka z otoczeniem – z samym sobą, matką, własnym krajem. Daoud rysuje wyrazisty, choć jednocześnie mroczny obraz relacji między byłymi koloniami i kulturą europejską, między dzikim i anonimowym, a cywilizowanym i rozpoznanym. Uderza z impetem w Alberta Camusa, polemizuje z jego Obcym i pokazuje, że nasz kontynent od dawna nie jest już pępkiem świata.
 
Najbardziej pragnę sobie przypomnieć, pragnę tego tak bardzo, tak dojmująco, że mógłbym chyba odwrócić czas, dotrzeć do tamtego letniego dnia 1942 roku i na dwie godziny zakazać wstępu na plażę wszystkim możliwym Arabom w tym kraju. Lub też być sądzony, no właśnie patrząc, jak upał miażdży salę przesłuchań. W obłędzie, między niedoskonałością a oddechem mojego ciała uwięzionego w swej celi, próbując rozsadzić jej mury siłą mięśni i myślą.
 
4.Miedza Andrzeja Muszyńskiego (Czarne 2013) – Muszyński zatrzymany w pół kroku między reportażem a powieścią, między miastem a wsią, między PRL-em a Polską lat 90. Sensualny, z rozbuchaną frazą, w której wszystkie elementy uporządkowane są  niczym we francuskim poemacie prozą, a jednocześnie pachnie tu pustynią błędowską:
 
 Chcieli nowego świata i go dostali. Myśleli, że uciekną przeszłości i przeznaczeniu. Lecz wtedy jeszcze stali, synowie chłopów i pasterzy, prawnuki dworskich parobków. Stali jeden koło drugiego w białych plastikowych butach z nowych sklepów w pożydowskich miasteczkach, licytując się, kto nosi na sobie więcej forsy.
5.Jestem egzaltowaną lentilką Petra Mĕrki, przekł. Elżbieta Zimna (Dowody na Istnienie 2015) – absurd, żart i koszmar w jednym. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, nie wiadomo, czy to świat oszalał, czy tylko Mĕrka. Czy to autor wykrzywia, czy też rzeczywistość jest taka bezsensowna:  
 
Hanka była jedynaczką. Matka powiedziała jej:
– Jak już będziesz zarabiać, to będziesz mi posyłać pieniądze, żebyś spłaciła dług, który masz u mnie i u taty.
6.Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym Idy Linde, przekł. Justyna Czechowska (Lokator 2015) – precyzyjny, sensualny język. Z perspektywy kobiecej opowiadana historia o relacji dziewczynki i dziadka, o mocnej więzi rodzinnej, dorastaniu do własnego ciała, oswajaniu świata i mierzeniu się ze śmiercią. Krótka, bardzo gęsta proza:
 
Wgłębienie w materacu zrobił ktoś mniejszy. Próbuje ułożyć ramię w ramieniu babci, ale jest za długie. Przetacza się na drugi brzeg łóżka, gdzie jest za mała. Kuli się w przestrzeni jego wielkiego ciała, którego już nie ma.

 

Comments

Komentarzy

3 komentarze

  1. "Ale przede wszystkim potwierdza odwieczną męską hierarchię wartości, która brzmi: dupa, cycki, ryj". Doprawdy, po takim autorze można było się spodziewać odrobinę więcej finezji,
    a otrzymaliśmy jedynie dość prymitywne autorskie odniesienie się do tego ciekawego tematu.:(

  2. Dlatego właśnie dałam dwa cytaty z książki Cichego – jeden pokazuje aluzyjność i delikatność jego języka, drugi przyziemny prymitywizm. I w jednym i w drugim rejestrze porusza się płynnie.

  3. Nie wiem, czy jest w pierwszym cytacie delitatność, ale aluzyjności jakoś dopatrzeć się nie mogę. Co do prymitywizmu, to może rzeczywiście Autor porusza się w nim płynnie i nad wyraz efektownie. Ale dlaczego uwziął się na Orzysz i Lubiąż, w czym mu te poczciwe miasteczka zawiniły? A może Autor wie o coś, o czym nie chce czytelników poinformować, co skrywa w głębi swojego, jak by nie było, męskiego serca z jego okrutną hierarchią. Dobra, żarty na bok. Krótko mówiąc efekciarskie, a mogłoby być delikatne – WŁAŚNIE W TYM PRZYPADKU!!! 🙂 Ukłony 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *